Sham ma 10 lat i pochodzi z Syrii. Obecnie mieszka w Libii razem z matką, ojcem i młodszym, 5-letnim, bratem. Dziewczynce ciężko zebrać myśli. Większość z nich koncentruje się na dnie morza, gdzie jest jej ukochany brat Talal. Chłopiec utonął podczas podjętej przez rodzinę próby przepłynięcia Morza Śródziemnego.
„Gdziekolwiek nie poszliśmy, prześladowała nas śmierć” – mówi Mahmoud, ojciec Sham.
Uciekająca z Syrii Sham, 10 lat, w domu w Libii. „Moim marzeniem jest, żeby zostać lekarzem lub nauczycielem” – mówi dziewczynka. „Boję się tylko morza, ponieważ mój brat w nim utonął”.
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
W 2014 roku ich rodzina uciekła przed konfliktem z Damaszku. „Błądziliśmy po Syrii, szukając bezpiecznego miejsca, ale nigdzie go nie było” – mówi ojciec. „Podjęliśmy więc decyzję o wyruszeniu do Europy”.
Bracia jego żony mieszkali przez chwilę w Benghazi, we wschodniej Libii. Mieli kontakty do ludzi, którzy mogliby pomóc Mahmoudowi w zapewnieniu miejsc na łodzi, aby przepłynąć morze.
„[Przemytnicy] obiecali, że pomogą nam dostać się do Włoch, dadzą kamizelki ratunkowe i zapewnią bezpieczeństwo w Europie” – wspomina.
Mahmoud chciał móc powiedzieć trójce swoich dzieci: „Możecie się uczyć, obiecuję, że pomogę spełnić Wasze marzenia”. Ale nie dostał takiej szansy.
Mahmoud (44 lata) pracuje jako stolarz
Podróż przez morze
Fouzieh jest żoną Mahmouda. Ma 39 lat, ale porusza się niezgrabnie i powoli, jakby jej ciało wyło z bólu. W jej oczach dostrzec można powagę i dojrzałość, właściwą dla kogoś, kto bardzo dużo w życiu przeszedł.
Ból, jaki ich rodzina musiała znosić przez 2 lata stał się tematem tabu. Nie potrafią poradzić sobie z cierpieniem.
„Kiedy dotarliśmy do Libii, miałam ogromną nadzieję, że to będzie ostatni etap naszej podróży przed Europą” – wspomina Fouzieh.
Ale musieli czekać. Przemytnicy przetrzymywali rodzinę przez 15 dni w betonowym budynku nieopodal morza.
Fouzieh, 39 lat, w domu w Libii
„Mijały dni i stało się dla nas jasne, że wcale nie czekali na dobrą pogodę, jak nam na początku mówili, a na to, aby zgromadzić jak najwięcej ludzi i więcej na tym zarobić”.
Przemytnicy przynosili im niewiele jedzenia i wody – jedynie trochę sera i chleba, często sczerstwiałego, które podawali przez kraty w oknach budynku.
Fouzieh pamięta powietrze, którym nie sposób było oddychać, walkę o jedzenie z innymi migrantami. „Oddawałam całe jedzenie trójce moich dzieci. Wciąż pytały: dlaczego tu jesteśmy?”.
Którejś nocy przemytnicy przyszli i podzielili wszystkich migrantów na grupy 20-30 osobowe.
„Zabrali nas na brzeg, wsadzili na małe, gumowe łodzie, aby dopłynąć na główny drewniany statek, którym mieliśmy przeprawić się przez morze”.
Fouzieh szybko zrozumiała, że tutaj, na środku morza, byli równi i równiejsi. „Syryjczycy tacy jak my, byli na pokładzie. Mogliśmy zapłacić trochę więcej i dostawaliśmy kamizelkę ratunkową. Pod pokładem znajdowały się setki afrykańskich chłopców i dziewcząt, bez kamizelek, stłoczeni w małej przestrzeni, ledwo łapali oddech”.
Krótko po wypłynięciu, w nocy, statek zaczął nabierać wody. Fouzieh pamięta krzyki ludzi stłoczonych pod podkładem. „Zaczęli krzyczeć głośniej, aby poinformować przemytnika, że woda zalewa pokład. Ale on wydawał się nie słyszeć niczego i płynęliśmy dalej”.
Po jakimś czasie mężczyzna skontaktował się ze wspólnikami, znajdującymi się na brzegu. Przypłynęła łódka ratownicza, która zabrała jedynie przemytnika, zostawiając setki osób na pastwę losu.
Kiedy przemytnik odpłynął, kobieta zauważyła, że statek nabrał już tyle wody, że zaczął się przechylać. „Wpadłam do wody, trzymając mojego najmłodszego syna, Balala, i nie wiedziałam, co robić. Przemytnicy nie powiedzieli nam, co powinniśmy robić w przypadku takiej katastrofy. Modliłam się jedynie, żeby przeżyć” – wspomina.
Balal, 5 lat, w domu w Libii.
Ratunek i tragedia
Fouzieh przez całą noc obejmowała Balala w wodzie, walcząc o przeżycie.
Mijały godziny i rozpaczliwe wołania o pomoc do przepływających łodzi nie przynosiły skutku. Fouzieh w końcu została uratowana przez libijską straż przybrzeżną.
Kobieta od razu zaczęła szukać swojej rodziny. Po paru godzinach odnalazła męża i córkę, Sham. Ale ich syna Talala wciąż nigdzie nie było.
„W końcu moja największa obawa stała się rzeczywistością. Lekarz pokazał mi zdjęcie Talala. Nie żył…”.
Przyrządy kuchenne leżą w kącie ich mieszkania.
Fouzieh bardzo to przeżywa. Spogląda w dół, na zdjęcie swojego syna na telefonie – syna, którego straciła. Nie potrafi zrozumieć, jak można zostawić setki ludzi na śmierć.
Kobieta nie może sobie wybaczyć dokonania wyboru, przed którym żadna matka nigdy nie powinna być postawiona: uratować jedno dziecko i zostawić drugie w nadziei, że będzie miało wystarczająco dużo siły na walkę o przeżycie.