Kiedy w sobotę przyjechałem do miasta Gewgelija, niedaleko granicy z Grecją, ujrzałem dorosłych i dzieci, w których oczach czaił się strach i desperacja. Tysiące rodzin uciekających z obszarów Bliskiego Wschodu, Azji oraz części Afryki objętych konfliktem przedarło się przez kordon policji po tym, jak czekało na wpuszczenie do kraju. Wyczerpani i przestraszeni, pobiegli w panice do centrum miasta.
Panowało zamieszanie. Niektóre dzieci straciły z oczu rodziców i samotnie wędrowały wzdłuż linii kolejowych. W obawie o ich bezpieczeństwo wspólnie z kolegą udaliśmy się na poszukiwania i zaprowadziliśmy zagubione dzieci do tymczasowego ośrodka pomocy. Stamtąd mogli je odebrać rodzicie i opiekunowie. Dla dzieci była to prawdziwa trauma, ale na szczęście wszystkim z nich udało się ostatecznie powrócić do swych rodzin.
Dla większości z tych dzieci wydarzenie to było tylko jedną z wielu przeszkód, jakie musiały pokonać na długiej i wyboistej drodze do bezpiecznej przystani, po tym jak konflikt zmusił ich do opuszczenia własnego kraju.
Codziennie około dwóch do trzech tysięcy ludzi, zazwyczaj w mniejszych, 50- do 100-osobowych grupach, odbywa niebezpieczną przeprawę przez Morze Egejskie, aby przez Grecję dotrzeć do Byłej Jugosłowiańskiej Republiki Macedonii. Potem wyruszają do Serbii, a stamtąd do innych krajów Unii Europejskiej.
Po wielu ciężkich dniach podróży najmłodsze dzieci często docierają na miejsce odwodnione lub z gorączką spowodowaną tym, że spały pod gołym niebem. Zarówno dzieci, jak i dorośli przychodzą boso, bo ich buty zniszczyły się w czasie wędrówki.
Niektóre rodziny przyjechały z Syrii czy z Iraku, a inne podróżowały z Afganistanu. Każda z nich pragnie jedynie żyć w spokoju, z dala od przemocy, groźby przesiedleń i śmierci.
Większość dzieci, z którymi rozmawiałem, nie chce opowiadać o wojnie. Dużo chętniej mówią o nadziejach na przyszłość. Niemal zawsze wśród ich marzeń pojawia się powrót do szkoły. Pewnego dnia obserwowałem, jak grupka dzieci z różnych krajów bawiła się wspólnie w szkołę. Choć nie wszystkie mówiły w tym samym języku, zgodnie udawały uczniów i nauczycieli. Wszystkie snuły to samo marzenie o byciu „normalnym dzieckiem”.
Pięć dni później sytuacja zdążyła się już poprawić, a ludziom zaoferowano lepsze wsparcie. Około 500 metrów od greckiej granicy działa teraz ośrodek dla uchodźców. Razem z partnerami pracujemy nad tym, aby przybywające rodziny i ich dzieci zaopatrzyć we wszystko, czego potrzebują. Drugi namiot w ośrodku służy jako bezpieczne miejsce dla kobiet i dzieci szukających pomocy.
Aby sprostać rosnącym potrzebom humanitarnym, trzeba jednak zrobić dużo więcej.
Wciąż nie ma wystarczającej liczby schronień, aby zapewnić dach nad głową wszystkim uchodźcom, w związku z czym wielu z nich zmuszonych jest godzinami siedzieć w palącym słońcu. Potrzeba więcej urządzeń sanitarnych. Brakuje też bieżącej wody – widziałem, jak rodzice myją dzieci wodą z butelek.
Jesteśmy tu po to, aby pomóc tym ludziom. Z dnia na dzień sytuacja będzie się poprawiać. Mam nadzieję, że dzieci, które tu spotkałem, już niedługo otrzymają to, czego najbardziej pragną – normalne życie i prawdziwą szkolną ławkę, dzięki której nie będą już musiały bawić się w szkołę.
Aleksandar Lazovski jest specjalistą UNICEF ds. opieki społecznej